"Dzieci są nadzieją, która rozkwita wciąż na nowo, projektem, który nieustannie się urzeczywistnia, przyszłością, która pozostaje zawsze otwarta."
*****
- Hej - Wiki weszła do kuchni i z ciężkim sercem usiadła przy stole.
Agata siedziała z głową opartą na splecionych dłoniach. Nie zareagowała na powitanie.
- Co, ty też masz do mnie o coś pretensje? - Wiktoria się zdenerwowała.
- A o co mogę mieć? Daj jakiś powód, to będę, jeśli tak bardzo ci zależy.
Kobiety nie mogły się nie uśmiechnąć.
- Chociaż ty jedna. Ale może dlatego, że dziecko niańczysz i nic nie wiesz.
- A kto coś ma do ciebie?
- A daj spokój, bo braki w zaopatrzeniu, podstawowych rzeczy przecież nie ma. Jakbym ja była winna, dlaczego nikt nie pójdzie do Trettera narzekać, nie ja podpisałam z Leną ugodę, rujnując finansowo szpital. Blok musieliśmy zamknąć i odwołać wszystkie planowe operacje. To jakiś koszmar, szkoda w tym wszystkim tylko tego, że chodzi o Witka, bo gościa po prostu szanuję.
- A Przemek? Wiesz, że Ola się wyprowadziła?
- Zwolniłam go i głównie o to wszystkim chodzi. No nie patrz tak na mnie! Naprawdę, ty też? Nie mogłam zrobić inaczej, Aga, są zasady, których się nie łamie. Przez niego umarłby człowiek, przysięgam, gdyby pielęgniarka nie znalazła tych jednorazowych fartuchów, nie zdążylibyśmy wkroczyć na ostro u pacjenta, a ten sobie operuje naczyniaka na twarzy, bo gość nie może znaleźć pracy! Co ja miałam zrobić? Tolerować łamanie regulaminu, bo jest moim najlepszym kumplem? A, zresztą, myśl co chcesz - Machnęła lekceważąco ręką.
- Nie żebym cię rozumiała. Ja pewnie zrobiłabym to co on - zoperowałabym tego pacjenta mimo braku życiowych wskazań, ale nie znoszę tego u siebie, bo to jest nieprofesjonalne, Podziwiam ludzi, którzy tak jak ty zawsze umieją chwycić się zasad i trzymać. Mimo to zaryzykowałabym. On to zrobił, odpowiada teraz po prostu. Wszystko.
Agata się zamyśliła.
- Ale skoro jednak nikomu nic się nie stało, naprawdę musiałaś go zwolnić?
- Agata, to jest niesubordynacja! Jest wpisany na operacje, nie zjawia się na bloku, szukam za niego zastępstwa, latając jak kot z pęcherzem! Wrzeszczy mi na pacjentów!
- Ale to dobry lekarz. Gdzie znajdziesz kogoś lepszego?
- Też jesteś dobra, a gdybyś odwaliła taką akcję, wywaliłabym cię bez mrugnięcia.
- Okej, nie dogadamy się raczej. Po prostu się jeszcze zastanów. Każdy popełnia błędy, wszystkich nas to spotkało lub spotka, emocje są złym doradcą, ale często ulegamy, taki lajf. Ale żeby było jasne - to nic między nami nie zmienia, bo uważam, że twój pogląd jest racjonalny, a mój, cóż, słuszny.
- Dzięki. Nie ma co. Zrozumienie też sztuka. A ty czemu masz taką grobową minę? Byłyście w końcu u tego psychologa? W ogóle gdzie jest mała?
- Śpi znowu, psycholog powiedział, że to normalne. Odreagowuje stres. Uwierzysz? Poszłam tam z nią, najpierw zostałam, potem wyszłam, a ona nie odezwała się do tej kobiety ani jednym słowem.
- To pomogła, też bym tak umiała.
-No właśnie widzisz, kobieta naprawdę z profesjonalnym podejściem. Przez rysowanie próbowała, przez zabawę, rozmowę na zupełnie odległe tematy, potem nic nie mówiła w nadziei, że dziecko samo zacznie. Nie poskutkowało.
- Widocznie Zosia sama już sobie wybrała psychologa, gratuluję awansu.
- Nawet mnie nie przerażaj, bo i tak już pękam.
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Agata zerwała się z miejsca.
- Kurcze, nie mów mi tylko, że to już ta babcia!
*
Hana otworzyła drzwi swojego gabinetu i stanęła jak wryta. Przy jej biurku siedział uśmiechnięty mąż.
- Hej! No tu się ciebie najmniej spodziewałam, coś się stało? - spytała zakładając fartuch.
- A czy musi od razu coś się stać, żebym zobaczył własną żonę? Rano tak nagle wybyłaś.
- Poszłam wyspacerować złość na ciebie - rozpromieniła się.
- Pomogło?
- Poniekąd.
- A gdyby tak tę niewielką część, która została, zlikwidowało ostatecznie to - położył na biurku batonik. - Co wtedy?
- Jeśli byłby czekoladowy - zaświeciły jej się oczy. - To i ja i maleńka mogłybyśmy uznać, że pod warunkiem, że takie stresy nas już co najmniej do porodu nie spotkają - podeszła do męża i mocno się przytuliła. - Zapominamy.
- Piękniejesz mi w tej ciąży - powiedział całując ją. - A już myślałem, że bardziej nie można.
- Czaruś. Uważaj, bo się nabiorę - skwapliwie oddała pocałunek. - Stwarzasz mi szkodliwe warunki pracy, patrz jak puls mi przyspiesza - wtuliła szyję w jego policzek.
- W tym miejscu szczególnie powinno się światu demonstrować, że dzieci są ważne, a ich powoływanie do życia to problem całej ludzkości - Piotr nie wypuszczał żony z objęć, z figlarnym uśmiechem wziął w dłonie jej zarumienioną twarz. - Jeśli natomiast idzie o praktyczną stronę zagadnienia...
- To ty uciekasz do pracy, bo jak ktoś tu zaraz wejdzie, to ja stracę swoją, a sio! - odepchnęła go z udawanym oburzeniem. - Za to wieczorem możemy wrócić do tej nieomówionej części problemu.
*
Agata jak najciszej umiała weszła do pokoju. Dziewczynka siedziała na łóżku zupełnie rozbudzona.
- O, już nie śpisz? Dlaczego do nas nie przyszłaś?
Dziecko milczało. Usiadła obok małej.
- Przyjechała twoja babcia, chyba trzeba się zbierać.
Zosia poderwała się na nogi i z głośnym, spazmatycznym płaczem pobiegła do łazienki. Trzasnęła drzwiami i przekręciła zatrzask.
- Cholera jasna- lekarka potarła twarz. - Opiekunka ze mnie, dupa, dupa, dupa! Życie, szlag by je!
Gwałtownie starła spływającą niespodziewanie pojedynczą łzę. Ochłonąwszy nieco, z udawaną pewnością siebie ruszyła pod drzwi łazienki, zapukała delikatnie.
- Zosia, otwórz.
Odpowiedziała jej cisza.
- Co z moją wnuczką? Zosieńko, jedziemy do domku! - przy drzwiach zmaterializowała się babcia.
- Proszę mi teraz nie przeszkadzać! - internistka ostro ucięła jakiekolwiek dyskusje. Kobieta posłusznie, choć niechętnie wróciła do kuchni.
- Zośka - głos Agaty drżał niebezpiecznie. - Tak sobie nie robimy, jesteś moją kumpelą, a koleżanki nie chcą, żeby tej drugiej było przykro.
Haczyk w drzwiach został przekręcony. Agata weszła do środka. Dziewczynka siedziała na zamkniętej ubikacji, sama przysiadła naprzeciwko na wannie.
- Czemu ci tak smutno?
- Bo chcę tu zostać, z tobą.
- Jesteś moją mądrą małą myszatką - kobieta wyciągnęła ręce do dziewczynki. - I wiesz, że to nie jest możliwe. Ja jestem lekarzem, muszę być w pracy i nie mogę się tobą zająć, chociaż bardzo bym chciała.
Mała usiadła obok lekarki.
- Chciałabyś?
- A co ty myślisz, pewnie. Ale nie zawsze mamy to, co chcemy dostać. Sama o tym wiesz najlepiej.
- Pojedziemy do babci?
- Nie, zostaniesz z babcią w swoim domu. Twoja mama czuje się już lepiej i niedługo wyjdzie ze szpitala.
- Powiedziałaś babci o tym, co zrobiłam?
- Kumpele nie wyjawiają tajemnic.
- Mamie też nie?
- Znasz już odpowiedź. Ale co do mamy wierzę, że sama jej opowiesz. Na pewno zrozumie, bo cię bardzo kocha, nawet jak czasem jej trudno to okazać. A tobie nigdy nie wolno o tym zapominać, choćby nie wiem co.
Przez moment panowała cisza. Obie mierzyły się ze swoimi uczuciami.
- Bardzo cię lubię. Jesteś najlepszym doktorem na świecie.
- Tak? A czy w takim razie mogę liczyć na przytulasy najcudowniejszej dziewczynki jaką znam?
Zosia mocno przylgnęła do Agaty.
- Odwiedzisz mnie kiedyś?
- Jeśli tylko tego chcesz i twoja mama pozwoli.
- Mama też cię lubi. Pokażę ci mój pokój. I moje rysunki, dla ciebie też coś narysuję.
- To koniecznie przyjdę, a dasz mi wtedy jakiś rysunek na pamiątkę?
- Już teraz mogę ci dać.
Mała wyswobodziła się z objęć i pobiegła do pokoju. Ze sterty kartek wyciągnęła jedną. Na rysunku była ona trzymana za rękę przez lekarkę w białym fartuchu i ze stetoskopem na szyi. W drugiej ręce każda trzymała duże, kolorowe lody.
- No, proszę, nie wiedziałam, że jestem taka ładna. A na lody koniecznie musimy iść.
- Jesteś jeszcze ładniejsza, ale mi trochę nie wyszło.
- Pamiętaj, żeby po mamy powrocie szczerze z nią porozmawiać, obiecujesz?
- A na pewno pójdziemy razem na lody?
Agata przytaknęła.
- To obiecuję.
- Rysunki, kredki, co jeszcze zabieramy? Szybciutko, bo babcia już nie może się na ciebie doczekać.
*
Wiktoria leżała na łóżku ze słuchawkami na uszach. Muzyka tłukła się w głowie na pełnej głośności, a po policzkach płynęły jej słone łzy. Wybrała kolejny raz numer Blanki, ale córka nie odbierała. Nagle ekran telefonu rozświetlił sms.
"Mama ma doła, a ja teraz naprawdę nie mogę. I tak samo bardzo mocno cię kocham. Zadzwonię wieczorem, a ty znowu poudajesz, że nic takiego. Mocno tulam!"
Consalida się rozpromieniła. Jednak to życie nie jest takie zupełnie parszywe, dzieci nadają mu jakość nawet wtedy, kiedy zawodzi i wiara, i logika.